sobota, 24 grudnia 2016

Wesołych Świąt

Drzwi trzasnęły. A jednak, zrobił jak powiedział. Miałem mimo wszystko nadzieję, że to tylko żart. Słyszałem jak ściąga buty, płaszcz. Wychylił głowę zza ściany.

- Tu się chowasz! - Zabrzmiał niski głos 25-latka. Zarzucił czarnymi włosami do tyłu, przygładził je dłonią. - I co? Nie wierzyłeś mi. W nagrodę zrobię co zechcę.

Nie dając mi dokończyć kawy, ani nawet dojść do słowa, przerzucił mnie przez ramię jak bezbronną owieczkę i zaniósł do sypialni. Cisnął mną beztrosko na materac.

- Jesteś okropny!

- Jestem romantykiem. - Wyskoczył jeszcze na korytarz i wrócił z plecakiem. Wyjął z niego knebel z czerwoną piłeczką, długą linę, kajdanki, czekoladki. Słodycze rzucił niechlujnie na szafkę. Zamknął drzwi, zasłonił okna, zgasił światło. Odpalił zielone świeczki leżące na komodzie. Uwielbiał je, ale w dalszym ciągu romantyk z niego taki jak ze mnie matka boska. Rozebrałem się. W tej czynności już nigdy nie dam się wyręczyć. Ostatnio nie miałem ochoty na zabawę, to też opierałem się przy tym. Związał mnie i pozbył się odzienia za pomocą nożyczek. Moja ulubiona koszulka poszła się jebać. Czasami zastanawiam się czemu ciągle z nim jestem.

Zakuł mnie do ramy łóżka. Linę przerzucił pod łóżkiem i związał nogi w taki sposób by były szeroko rozstawione. Tworzywo jest szorstkie, będę miał podrażnioną skórę, jeśli nie pokaleczoną.

Całej tej sytuacji przyglądał się z zainteresowaniem Loki. To zły znak. Jeśli teraz go nie wypieprzy z pokoju znów będę podrapany na całej klatce piersiowej. Posłałem kotu złe spojrzenie licząc na to, że sam zacznie prosić o wypuszczenie. Mój ukochany oprawca wiążący ostatni supeł dojrzał to i wyszczerzył zęby. Złapał sierściucha. Postawił na moim brzuchu a ten zaczął wbijać swoje pazury jakby układał się do drzemki. Sam już nie wiem czy ten kot jest debilem czy podłym skurwysynem. Dziury i zadrapania zaczęły piec niemiłosiernie. Czarnowłosy włożył nos do plecaka. Po chwili gmerania wyjął gigantyczny wibrator w kształcie mikołaja. Zrobiło mi się słabo. Położyłem głowę, chciałem odlecieć myślami gdzieś daleko, mieć to już za sobą. Zawisł twarzą nade mną machając przed oczami kneblem.

- Jakieś ostatnie życzenie? - Jego oczy pięknie się błyszczą w świetle świec. Tak samo kolczyki pod wargami. Krucze włosy.

- Żadnej lewatywy... i zabierz tego kota. - Rzekłem gniewnie.

- Ee-e. Jedno życzenie. Lewatywy nie będzie ale kot uwielbia nam przy tym towarzyszyć.

- Ale...! - Wcisnął mi piłeczkę do ust. Jęczałem jeszcze trochę po czym się poddałem. A niech robi co chce i idzie do siebie. Odchyliłem głowę do tyłu, spojrzałem na sufit pogrążony w cieniu, którego ciepła barwa powodowana blaskiem ognia mrygała. Chciałem odlecieć. Ściana posłużyła mi za kartkę, na której uruchomiła się moja wyobraźnia. Smoki, rycerze, dzikie lasy i włosy falujące na wietrze.

Wszystko to zostało zniszczone jednym mocnym pchnięciem w moje wejście. Widać dziś nie chciał się bawić w rozciąganie. Czułem jakby moje wnętrzności się rozrywały, ból nie do zniesienia. Zabije go kiedyś. Tyle dobrego, że Święty jest cały wysmarowany wazeliną. Podniosłem głowę i przeszywałem go rozwścieczonym wzrokiem. Ten tylko oddał mi chłopięcy uśmiech niewinności. Włączył krasnala. Pomogło. Skupiłem się na tym by się rozluźnić. Z czasem zrobiło się przyjemnie. Loki zaczął mruczeć zadowolony. Ten mały szatan wiedział co się szykuje.

Gdy moje oddechy przyśpieszyły, ten wyjął ze mnie urządzenie. W jego dłoni pojawiła się butelka wina. Przerażony zacząłem się rzucać, usiłując się wyrwać. On jednak zaczął się śmiać. Otworzył butelkę i rozlał nieco zawartości na moją twarz. Sam wziął kilka łyków z gwinta. Zastanawia mnie co jeszcze tam ma w plecaku. Spojrzałem w kierunku szeroko otwartego czarnego tornistra.

- Chcesz zobaczyć co tam jeszcze mam? - Z lekkością pierdolonego motyla podszedł i podniósł obiekt mojego zainteresowania. Wyjął z niego bat, pas z nieostrymi ćwiekami, keczup, musztarda, całe opakowanie kiełbasek.

- A właśnie, grilla dziś robią. Więc zaraz jak skończę to ogarnij się i schodź na dół. Ja zaraz muszę jechać do roboty.

Zamachnął się i trzepnął batem w udo. Sierściuch podskoczył i zbiegł pod łóżko. Z jednej strony popłynęły mi łzy, z drugiej ulżyło kiedy te kilka kilogramów uleciało z mojego brzucha. Zsunął z siebie czarne jeansy. Jego lufa stanęła na baczność i czekała na rozkazy. W sumie tak samo jak moja. Po chwili namysłu stwierdził, że nie ma żadnego pomysłu na dziś, więc uniósł moje biodro i wszedł. Starannie celował we wrażliwe miejsce. Ahh, dziękowałem mu w myślach za to. Robił to powoli, nie śpieszył się. Po kilkunastu ruchach schylił się i zaczął gryźć po klatce piersiowej zostawiając czerwone plamy. Lubiłem to. Nie było to jakieś specjalnie bolesne, a wręcz przeciwnie - działało pobudzająco. Skończyliśmy w mniej więcej tym samym czasie. Spełniony narzucił na siebie ubrania, rozwiązał, spakował. Przystanął jeszcze na moment w drzwiach.

- Wesołych świąt. - Mruknął i zniknął.

Tymi dwoma słowami kupił sobie u mnie wybaczenie. Spojrzałem na nogi. Skóra na kostkach jest popękana i czerwona jak wiśnie. Westchnąłem głęboko i sięgnąłem po czekoladki i wino.

- Wesołych.

Napchałem słodkościami poliki i przechyliłem butelkę. Nie miałem ochoty schodzić ale zaraz stanąwszy na nogi udałem się do łazienki. Marzyłem o parze okrywającej mnie jak kołdra i gorących kropach uderzających w pierś.


A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz